Zimą staram się szczególnie dbać o włosy, wiem, że w tym roku śnieg i mróz jeszcze nie zaatakowały z całej siły (przynajmniej mojej części kraju), uważam jednak, że zawsze warto być przygotowanym i w moich "przygotowaniach" postawiłam tej zimy na odżywkę w sprayu z serii Gliss Kur. Odżywkę tę kupiłam niecały rok temu i aż do zeszłego miesiąca stosowałam sporadycznie. Zamknięta w plastikowym opakowaniu ze złotą etykietą i czarnym zamknięciem, wygląda dość elegancko, atomizer równomiernie rozpyla produkt. Nie pluje, nie zatyka się i nie ma z nim większych problemów. Odżywka ma intensywny zapach, który utrzymuje się na włosach. Sam produkt posiada dwie warstwy, które należy z sobą zmieszać przed użyciem. Odżywkę stosowałam zarówno na suche, jak i mokre włosy by sprawdzić jej skuteczność. Suche włosy sklejała i przesuszała, przez co wyglądały jak przysłowiowe siano; a ich rozczesanie graniczyło z cudem. Natomiast nakładana na mokre włosy, ułatwiała w znacznym stopniu ich rozczesywanie; nie zauważyłam by przesuszała lub obciążała włosy. Po naturalnym wysuszeniu włosów nie zauważałam innych efektów, natomiast po użyciu suszarki wizualny stan włosów poprawiał się, bardzo ładnie błyszczały.
Podsumowując nie zauważyłam cudownego działania na moich włosach, być może ze względu na nieregularne używanie, odżywka ma bardzo dobre noty na KWC, jednak w moim przypadku nie sprawdziła się. Oprócz pięknego zapachu i nabłyszczenia, kondycja włosów nie zmieniła się. Na koniec warto dodać, że produkt jest stosunkowo tani (20 ml w cenie ok. 17 zł), często możemy go znaleźć w promocyjnej cenie, jest łatwo dostępny i moim zdaniem bardzo wydajny.