Produkt o niezwykle długiej nazwie, czyli Aussie Miracle Recharge Colour to nic innego jak odżywka do włosów w sprayu w wersji do włosów farbowanych. Kupiona przeze mnie pod wpływem impulsu i przede wszystkim promocyjnej ceny, okazała się produktem zagadką :) Już po zakupieniu odżywki chciałam znaleźć, coś na jej temat w internecie; jednak zarówno niezawodny zwykle KWC jak i blogosfera milczały na temat tej wersji jak zaklęte. Wszystkie moje poszukiwania spełzły na niczym, a jedynym czego się dowiedziałam, była notka producenta, brzmiącą następująco: "Odżywiająca mgiełka z ekstraktem z kory z australijskiej wiśni. Nadaje blaski i kolor farbowanym włosom". Jak możecie się domyślić nie tego się spodziewałam ;)
Moje włosy po jej użyciu, nie stały się miękkie, lekkie, czy też bardziej odżywione, właściwie to na początku nie działo się z nimi nic ;/ Po pewnym czasie i braku jakichkolwiek efektów zestawiłam ją z innym zestawem kosmetyków, wówczas wręcz przesuszała moje włosy ;/ Były sianowate i szorstkie w dotyku. W obu wariantach nie mogłam się obejść bez olejku pielęgnującego, jednak w drugim nawet on nie wiele pomógł. Po zauważeniu braku efektów, a nawet pogorszeniu stanu włosów przestałam ją stosować regularnie. I tak od czasu do czasu, gdy sobie o niej przypominam rozpylam ją. Odżywka stosowana sporadycznie reaguje z moimi włosami w bardzo specyficzny sposób, gdyż razy sprawuje się tak jak na początku, gdy używałam jej regularnie, czyli trudno o zauważalny efekt. Następnym razem przesusza, a kilka krotne zadziałała zmiękczająco, nie uzyskałam wówczas oczywiście efektu lśniących, gładkich włosów; ale były bardziej miękkie niż zwykle. Oto i znalazłam zaskakującą odżywkę, której działania nie można przewidzieć w żaden sposób, gdyż zachowuje się niemal jak żywa i robi to, co akurat jej się podoba ;/ Brzmi nieprawdopodobnie prawda? A jednak jest prawdziwe :)
Nigdy nie odważyłam się spryskać jej na suche włosy, gdyż efekt wysuszania na mokrych, był dla mnie wystarczającym ostrzeżeniem. Produkt może obciążać włosy, wiec najlepiej jeśli już musicie^^ stosować go, to od ich połowy.
Odżywka dość intensywnie pachnie i zapach ten utrzymuje się na suchych włosach, może drażnić. Po rozpyleniu unosi się chemiczna woń, potem czuć słodki zapach. Mnie nie drażnił, ale szczególnie do gustu też nie przypadł; po ok 30 minutach nie zauważałam go już jednak. Opakowanie wydajne, sam spryskiwacz dobrze rozpyla produkt (ładna mgła, a nie punktowe plucie). Można ją zużyć praktycznie do samego końca, na dnie zostaje niewielka ilość, do której jednak dozownik nie dosięgał ;/ cena ok 25zł w Rossmannie, często jest w promocyjnej cenie, co przy skuteczności wcale mnie nie dziwi ;p Jednak biorąc pod uwagę nawet cenę w promocji i to co "wyprawia" z włosami, nie jest warta dla mnie jakichkolwiek pieniędzy ;/ Skład to sama chemia, dużo parabenów (wszystkie produkty marki Aussie się z nich składają) , na pewno nie dla osób, które ich unikają. Sama od nich nie stronie, bo wydaje mi się, że takie składy lepiej działają na moje włosy, w tym przypadku jednak tak się nie stało.
Szkoda. Produkt zawodzi na całej linii, działa w sposób trudny do przewidzenia i określenia ;/ Dla mnie ten produkt to pomyłka i strata pieniędzy. Mówiąc szczerze, sama nie wiem dla kogo jest przeznaczony i co właściwie można nim osiągnąć. To moje drugie spotkanie z tą marką; pierwsze to szampon i tradycyjna odżywka z serii regenerującej, wówczas miałam naprawdę dobre zdanie o Aussie, ten spray niestety sprawił, że w najbliższym czasie na pewno nie spojrzę w kierunku półki z tymi produktami.
bardzo cenna opinia, przy moich suchych włosach raczej się nie odważę
OdpowiedzUsuńJakiś czas temu była w pudełku beGlossy - masakra! W ogóle się u mnie nie sprawdziła i nie polecam jej :(
OdpowiedzUsuńCzytałam o tym produkcie zróżnicowane opinie i raczej się nie skuszę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
rzetelne-recenzje.blogspot.com
Trafna recenzja tak jakbym czytała o swoich doświadczeniach. ; D Posiadałam tą odżywkę i okazała się wielkim bublem, również nie polecam.
OdpowiedzUsuńTo pocieszające, że nie tylko dla mnie ten produkt to nieporozumienie :))
OdpowiedzUsuńKurcze cenna recenzja. I widzę, że nie miałam czego żałować nie posiadając jej. Osobiście używam odżywki z Nivea lub z Alterry i są dużo lepsze niż ta "żywa odżywka" która robi co chce , a nie to co my byśmy oczekiwały, że będzie robiła :)
OdpowiedzUsuńNie dla mnie... ;] Szkoda, że za produkt o beznadziejnym składzie i nieciekawym działaniu oczekują więcej niż za np. odżywkę z Garniera.
OdpowiedzUsuńIntryguje mnie ta firma od jakiegoś czasu. Ale jak do tej pory się nie skusiłam i chyba dobrze zrobiłam...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i obserwuje :)
Ja bardzo lubię mgiełkę Aussie z serii Volume. =)
OdpowiedzUsuńOd zawsze chciałam wypróbować coś z tej firmy (szczególnie do włosów farbowanych), ale odpuszczę sobie po Twojej recenzji. Nie ma mowy abym ją kupiła ;)
OdpowiedzUsuńRównież dołączam do obserwatorów oraz pozdrawiam :)
Już jakiś czas zastanawiam się nad odżywkami z tej linii i widzę, że dobrze zrobiłam nie kupując ich. Moje puszące się i nieokiełznane włosy mogły by na tym bardzo dużo stracić :(
OdpowiedzUsuńSuper recenzja ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie mam zamiar wypróbować odżywki z tej firmy :)
Pozdrawiam