Hean Slim No Limit Peeling cukrowy ujędrniający / recenzja

Oto i peeling bumerang, zawsze gdy już kończę opakowanie, myślę "ok, czas przerzucić się na coś innego", a potem prędzej czy później znów wraca do mojej łazienki. W końcu postanowiła rozwikłać zagadkę, dlaczego się tak dzieje.

W peelingu chodzi o złuszczanie, to ono jest najważniejsze i tu ono jest całkiem przyzwoite. działa to mniej więcej tak przy mniejszej ilości produktu, a większej wody i mniejszym nakładzie sił może świetnie służyć jako produkt do codziennego użycia. Gdy nałożymy go na siebie więcej i będziemy porządnie szorowali, okazuję się być niezłym zdzieraczem. Kryształki są dość drobne, jednak niczemu to nie przeszkadza. Skóra po zastosowaniu jest gładka i nie oblepiona, nie pozostawia żadnej tłustej warstwy, co szczególnie teraz latem bardzo punktuje i wpływa na jego ocenę. Kolejnym plusem jest cena, peeling kosztuje mniej niż 10zł za 200ml. I tu warto wspomnieć o wydajności, cóż u mnie znika on szybko w przeciągu maksymalnie dwóch tygodnie, ale naprawdę używam go codziennie, ewentualnie z dzienną przerwą, jak więc ocenić wydajność? Mi trudno, ale jeśli ktoś będzie używał go dwa razy w tygodniu, oceni ją jako wysoką, właściwie nawet ja przy ilości jaka na siebie wylewam chyba jednak skłaniałabym się ku temu, ale pewnie nie wszyscy będą tego zdania. Peeling ma żelową konsystencję, może uciekać przez palce, choć jest dość zbita. Opakowanie to lekko sztywna tuba, którą trzeba rozciąć by wydobyć całość, co jest dość kłopotliwe, zawsze z przeciętych opakowań i tak wszystko wypływa i nie można sobie poradzić ;) Na koniec największa wada tego produktu, przez którą zawsze obiecuję sobie, że to już ostatni raz, jest to zapach. Duszący, sztuczny i ciężki, mimo że ma imitować zapach limonki. Na złość zapach długo utrzymuje się na skórze  i trudno się go czasem nawet pozbyć balsamem. Czasem wydaje mi się, że już do niego przywykłam, ale nie jest to prawda, po prostu pozostałe zalety przeważają w tej kwestii; a radzę sobie z tym tak, ze po peelingu raz jeszcze myję się żelem pod prysznic, a po nim nakładam balsam, by zabić ten zapach. Peeling jest jak widzicie w działaniu skuteczny, niestety zapach wśród wielu z Was go zdyskredytuje; ostatnio sięgnęłam po wersje jagodową, która spisuje się równie dobrze, ale zapach także w tamtym przypadku jest fatalny, dla mnie to zapach fermentującego wina, nie do zniesienia, choć na szczęście utrzymuje się na skórze długo krócej. Także wszystkie peelingi Hean powalają zapachem, niestety nie pozytywnie.
Wiem, że wielokrotnie pisałam już o nich na blogu, ale jestem ciekawa, czy macie jakieś nowe spostrzeżenia na ich temat. 
pozdrawiam Karolina!

 ↓↓ OBSERWUJ BLOGA, JEŚLI CHCESZ BYĆ NA BIEŻĄCO Z POSTAMI ↓↓