Nie często piszę recenzje pędzli, po pierwsze dlatego, że nie mam ich przesadnie dużo, po drugie, gdyż używam ich wyłącznie na sobie, więc ich przebieg jest minimalny ;p Dlaczego więc piszę tę recenzję? Dlatego, że chcę porównać swoje doświadczenia z Waszymi i powiedzieć co sama sądzę o fenomenie pędzli Zoeva. Zacznę od początku, od tego, że w grudniu, gdy mój chłopak zapytał co chcę na mikołajki bez wahania odpowiedziałam, że jeśli mogę sama wybrać, to pędzle tej firmy, nie powiedziałam konkretnie które, bo chciałam mieć choć drobną niespodziankę i szczerze mówiąc nie liczyło się to wówczas zbytnio. Po prostu bardzo chciałam mieć pędzle Zoeva, którymi wszyscy się zachwycali, a sama pewnie ich bym nie kupiłam. Kupił je w popularnym sklepie internetowym (z resztą z mojej rekomendacji), w MintiShop (tam tez kupowałam moje Hakuro, których recenzję przeczytacie tutaj) i tam też ja sama kupiłam paletę Zoeva (recenzja także na blogu). I tak dostałam w mikołajkowym prezencie pędzel 126 i 127; do pudru i bronzera; a raczej półokrągły i skośny ;)
zoeva 126
Po rozpakowaniu pędzle wprawiały w osłupienie, były idealnie gładkie, miękkie i cudnie wyglądały. Musiały wywrzeć na mnie dobre wrażenie, gdyż wciąż to pamiętam ;) Choć akurat do szczegółów mam pamięć, aż za dobrą, więc nie traktujmy tego jako wyznacznika. I może własnie od wyglądu może zacznijmy, wciąż uważam, że pędzę te są bardzo ładne. Połączanie białego koziego włosa z czarną rączką i srebrnym okuciem, wygląda naprawdę dostojnie (tak to najtrafniejsze określenie!). Nawet zabrudzone kosmetykami wyglądają świetnie. Wykonanie rękojeści jest godne zachwytu, włącznie z tym, że oznakowanie zupełnie się nie ściera i wciąż jest idealne. Może to szczegół, ale dla mnie to przyjemne, że wciąż mogą cieszyć oko, a ścieranie się jest po prostu nieestetyczne (nie wspomnę już o domyślaniu się potem jaki pędzel miał numer). Co do samego włosia, to w moim wypadku nie jest już tak kolorowo. Po wszystkich zachwytach na punkcie miękkości i cudowności pędzli, spodziewałam się nieprzemijającego efektu wow. Mówiąc szczerze, to jestem tym faktem lekko zawiedziona, ponieważ moje pędzle do pierwszego mycia były cudowne idealnie gładkie i miękkie; wyczyściłam je tak jak proponuje producent szamponem dla dzieci słynnym Babydream z Rossmana i obiecuję, że obchodziłam się z nimi bardzo delikatnie, a niestety mimo, ze pozostały miękkie, to straciły swoja gładkość. Przestraszyłam się, że je zniszczę i zły wpływ miał szampon, od tamtej pory próbowałam wielu innych szamponów, środków do mycia pędzli (Inglot/Mac), a ostatnio i szarego mydła, niestety tak jak po pierwszym myciu straciły gładkość, tak pozostaje i nic już nie jest w stanie tego zmienić, więc są miękkie i przyjemne, ale lekko nastroszone. I tu właśnie pojawia się mały zgrzyt, zrobiłam wszystko według zaleceń producenta, a jednak włosie straciło lekko na jakości; zastanawia mnie także brak podobnych opinii u wielu zachwyconych znanych w kosmetycznym świcie osób, jednak jeśli chodzi o osoby bardziej anonimowe opinia jet podzielona, wiele osób uważa, że są dobre i warto je kupić, ale nie popadajmy w przesadny zachwyt i z tym głosem zgodzę się i ja. A dlaczego warto je kupić? Po pierwsze nie barwią się, idealnie można (przy oczywiście odpowiednio częstym oczyszczaniu) domyć je i cieszyć się długo białym włosiem, po drugie naprawdę poprawiają jakość makijażu i wydłużają trwałość (możecie się śmiać, ale tak pędzel też ma na to wpływ), po trzecie idealnie rozcierają produkty i sprawiają, że nakładanie kosmetyku jest mniejszym wyzwaniem nawet dla nie wprawionej ręki, po prostu ułatwiają makijaż. Za to naprawdę je doceniam i stawia je to wciąż w pozycji najlepszych pędzli jakich używałam, choć ostatnio zauważyłam, że zaczynają im wypadać pojedyncze włosy, czym jestem zaniepokojona, bo przez długi czas nic takiego nie miało miejsca i myślałam, ze pod tym względem są niezawodne. Ostatnia sporna kwestia, dla jednych będąca plusem dla innych minusem: pędzle są mniejsze niż wydaja się na zdjęciach w sieci, a rączka jest stosunkowo krótka i tu niestety według własnych preferencji, każdy będzie miał inne odczucia. Ja uwielbiam duże pędzle, wielkie i puszyste (stad penie moje moim największym marzeniem jeśli chodzi o pędzle jest olbrzym od MUFE 130, ale kosztuje 279zł, więc na pewno pozostanie w sferze marzeń na zawsze ;p ), choć przyzwyczaiłam się już do pracy z pędzlami Zoeva i nie przeszkadza mi to w ogóle.
zoeva127
Podsumowując, to naprawdę dobre pędzle, o wysokiej jakości, ale nie podałabym w taką histerie, z jaką można się było spotkać, gdy wchodziły one na nasz rynek. Są dobre, ale mają także swoje słabe punkty. Zawsze pozostaje tez opcja, że moje egzemplarze były czarnymi owcami w rodzinie i akurat trafiły mi się te felerne. Tesli macie pędzle Zoeva dajcie znać jak spisują się u Was i czy planujecie kupić ich więcej!