Marka Maybelline kojarzy mi się z loterią, gdyż nigdy nie wiadomo, na jaki produkt w ich szafie można trafić. U mnie przypada to mniej więcej pół na pół i to na przemian;, więc naprawdę trudno mi wyrobić sobie zdanie o marce. Bardzo dobrze wspominam kilka ich maskar, oraz serię pudrów i podkładów Affinitone; mniej dobrze słynny eyeliner: Lasting Drama (o tym więcej możecie przeczytać w mojej recenzji, którą znajdziecie <tutaj>) i kilka innych produktów, ale ten temat zostawię na inna okazje.
Color Tattoo 24Hr, kupiłam w kolorze 40-Permanent Toupe z myślą o malowaniu nim brwi, jest to zimny odcień brązu, w świetle jarzeniowym wpada nawet we odcienie brązowo-fioletowym, przy moich bardzo jasnych blond włosach kolor ten wyglądał bardzo dobrze, przy obecnym kolorze włosów fioletowe tony wybijają się za bardzo, przez co cień służy mi już tylko jako cień i baza, a nie pomada do brwi - niemniej jednak warto zaznaczyć, że jest to bardzo wielofunkcyjny produkt (czytałam, że podczas wyjazdów by zniwelować ilość produktów używano go nawet jako bronzera, sama przez jego odcień bym tego nie próbowała, ale gratuluje pomysłu ;))
Jako pomada do brwi produkt sprawdzał się świetnie, nie ścierał się przez cały dzień (utrwalony przejrzystym żelem do brwi, a właściwie odżywką do rzęs i brwi od Pierre Rene) i był łatwy w aplikacji. Oklejał pędzel, ale łatwo można było je wyczyścić. Zbita i kremowa konsystencja również bardo mi odpowiada.
Jako baza produkt jest raczej przeciętny, podbija kolor innych cieni (w tym przypadku najlepiej brązów) nie zauważyłam jednak by przedłużał ich trwałość, czy poprawiał ich walory. Nie mniej jednak nie do tego jest stworzony.
Jako cień w kremie, czyli jako jego właściwe przeznaczenie na mojej dość tłustej powiece cień wypada dobrze, jest stosunkowo trwały potrafi wytrzymać do 8 godzin bez poprawek, choć traci na intensywności. Zdarza mu się wchodzić w załamania, jest to jednak nie regularna cecha.
Ogólnie jest to produkt kremowy, który łatwo się aplikuje, jest stosunkowo wydajny; mój używany regularnie od lipca sięgnął dna w środku, boki wciąż są pełne. Cena nie jest najwyższa, to ok 25zł, ale oczywiście można czatować na promocje i wówczas jest już niemal idealnie. Minusem jest mała gamma kolorów dostępnych w polskich drogeriach, niestety w innych krajach kolorów jest dużo więcej. Produkt ten jest dość popularny, tym który nie mieli okazji wypróbować, a szukają przyzwoitego cienia w kremie, który nie zrujnuje im portfela polecam. Myślę, że gdy uda mi się upolować, go w promocyjnej cenie skusze się na kolejny kolor :)
Będę wpadać częściej :) zapraszam co powiesz na obs za obs odp zostaw u mnie mogę zacząć :D http://girlkarolina.blogspot.com
OdpowiedzUsuńObserwuję twój blog! :)
UsuńKiedyś używałam go do brwi. trochę robił mi je za ciemne. Muszę trochę z nim pokombinować ;)
OdpowiedzUsuńZnowu do niego powróciłam i bardzo go lubię :D Używam do brwi i jest ok, ale jakiś czas temu wydawał mi się za ciemny.
OdpowiedzUsuńMam kolor Painted Purple. Dosyć trudno się nakłada, ale efekt mi się podoba.
OdpowiedzUsuńpiękny kolor, mam z tej serii turkus - cudo :)
OdpowiedzUsuńA miałaś może te z Loreala infallible?
OdpowiedzUsuń