Zaraz po płynach micelarnych (generalnie po kosmetykach do demakijażu), peelingi do ciała są dla mnie najważniejszymi kosmetykami pielęgnującymi; używam ich, a raczej powinnam napisać nadużywam, w ogromnych ilościach i nie wyobrażam sobie mojej pielęgnacji ciała, bez peelingu. Organique ma w swojej ofercie duży wachlarz, różnorodnych peelingów, co dla maniaczki jak ja, jest łakomym kąskiem. Musiałam jednak na któryś się zdecydować; w pierwszej kolejności, wybór padł na Peeling solny z masłem shea w wersji z bambusem. Preferuje peelingi solne ze względu na ich silniejsze działanie.
Opakowanie to 200ml za prawie 37 zł - mówiąc szczerze nie mało, przy ilościach produktów złuszczających jakie zużywam, wręcz bardzo dużo, ale... I tu zacznę nietypowo, bo wypowiem się o konsystencji, by móc przejść dalej; jest to dość gęsta i zbita masa, która o dziwo jest wydajna i już niewielka ilość potrafi złuszczyć niespodziewanie duży fragment skóry. Mowie to bez zbędnego wazeliniarstwa, zaskoczyło mnie to bardzo pozytywnie. Peeling solny jak to peeling solny, nie nadaje eis do zbytnio wrażliwej skory, jednak mimo to wydaje mi się, że ten z Organique, przy racjonalnym stosowaniu, nie może zrobić nikomu krzywdy, wszystko zależy od tego, czy skóra jest mokra, czy też nie - indywidualne preferencje. Użycie jest bardzo przyjemne, peeling jak już wspomniałam ma dość zbitą konsystencje, dzięki czemu wygonie wyjmuje się go z pojemnika, nie wycieka też miedzy palcami. Na powierzchni nowego produktu znajduje się "olej", który po zmieszaniu z produktem nadaje mu większą płynność, osobiście wymieszałam tylko cześć substancji, resztę wylałam, gdyż słucha konsystencja przypada mi do gustu bardziej. Po zabiegu skóra pozostała przyjemna w dotyku. Peeling pozostawia na ciele filtr, ale jest to przyjemne uczucie nawilżenia, a nie żadna tłusta warstwa. Moja skóra nie wymagała po zastosowaniu tego produktu stosowania dodatkowych środków nawilżających, co mi odpowiadało jeszcze bardziej, gdyż jak już kiedyś wspominałam - nie przepadam za balsamami :) Zapach dla mnie jest przyjemny, lekko ziołowy, odświeżający, ale oczywiście to kwestia gustu. Opakowanie to plastikowy pojemniczek, solidny, i dobrze zabezpieczający produkt, choć czasem trudno odkręcić go pod prysznicem mokrymi rękoma :) Podoba mi się także delikatna szata graficzna.
Peeling solny z masłem shea w wersji z bambusem, bardzo przypadł mi do gustu, zaczynając od zapachu, kończąc na działaniu :) Największym plusem dla mnie jest jego konsystencja, naprawdę podoba mi się to, że jest tak mocno skondensowany; za największy minus uważam cenę. Niewątpliwie jednak uważam, że to dobry produkt, który gorąco polecam :)
pozdrawiam Karolina
O na pewno ładnie pachnie zabójczo wręcz, tez lubię takie połączenia ; ) I cena tez bardzo przystępna : )
OdpowiedzUsuńObserwuję : ) Bardzo ładnie Tu u Ciebie : )
http://spelniaj-swoje-marzenia.blogspot.com/
Dobre nawilżenie bez tłustej warstwy; to jest to!
OdpowiedzUsuńnie miałam, chetnie siegne, jednak na razie czaje sie na olej kokosowy ;)
OdpowiedzUsuńNiestety u mnie olej kokosowy nie sprawdza się ;/ ani jako balsam do ciała, ani do olejowania włosów :/
UsuńNei wiem dlaczego zawsze omijam peelingi solne jakoś ciągnie mnie bardziej do cukrowych
OdpowiedzUsuńBardzo dobry i wydajny peeling :)
OdpowiedzUsuńchyba muszę przetestować :) Bardzo przyjemnie się czyta twojego bloga :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do mnie:)