Clinique Redness Solutions Daily Relief Cream / recenzja

Jeśli odwiedzacie mojego bloga po raz pierwszy to powinniście wiedzieć, że mam cerę naczynkową, więcej o mnie znajdziecie TUTAJ, jeśli jesteście tu po raz kolejny, to niestety słyszycie to tym milionowy raz i pewnie jesteście już znudzeni :) Jeśli jednak jest to temat, którym się interesujecie i ciągle poszukujecie kremu kojącego zaczerwienioną skórę, to mam tu coś dla Was.



O kremie z serii Redness Solutions, również już wspominałam, ostatnio przy okazji ulubieńców (<post>), wcześniej pisząc o kosmetykach do pielęgnacji cery naczynkowej (<post>), ciągle jednak wydaje mi się, że nie powiedziałam o nim najważniejszego, dlatego dziś przedstawię Wam, co o nim myślę w pełni, by nie wracać do tematu w kółko, jak robiłam to do tej pory :)
Krem ten rzeczywiście redukuje zaczerwienienia; to zdanie powinno być kluczowe, oraz dawać mu najlepszą recenzję. Bo niestety od tego, czy krem radzi sobie z podrażnieniem i niweluje czerwony kolor skóry, zależy to, czy krem jest wart jakiejkolwiek uwagi. Ten działa w takim stopniu, iż widać to już w chwilę po aplikacji i to gołym okiem :) Efekt nie utrzymuję się cały dzień, jest to jednak kilka godzin (3-5 w zależności od temperatury). Całodniowego rezultatu nie otrzymałam używając żadnym kremu, przeznaczonego do mojego rodzaju cery. Clinique uspokaja cerę i nie zapycha porów - czyli, jak powiedziałam spełnia swoje zadanie w zupełności :) Jeśli chodzi o powstawanie nowych pękniętych naczyń, bo to też często kwestia sporna, mająca określać skuteczność produktu. Nim zacznę mówić o tym i skuteczności Clinique, chcę zaznaczyć, iż na to, czy pojawiają się nowe pajączki, czy nie; składa się cała pielęgnacja cery, oraz indywidualna wrażliwość, bo nawet cera naczyniowa nie jest sobie równa, nasilenie podrażnień jest różne w zależności od czynników genetycznych połączonych z czynnikami zewnętrznymi. Mi osobiście w trakcie używania tego kremu nie pojawiają się nowe pęknięte naczynka, a istniejące stopniowo się zmniejszają; jest to jednak proces długotrwały na, który jak już wspomniałam wpływa cała pielęgnacja i o tym należy pamiętać oceniając produkt. 
Krem ma konsystencje masła, jest treściwy, dzięki temu, jest także wydajny. Barwa standardowa dla kremów na naczynka, czyli kolor zielonkawy. Wchłania się szybko i dokładnie, nie pozostawia filtru, a wyłącznie uczucie "aksamitności", czyli pozostawia uczucie lekkości, uspokojenia oraz sprawia, że cera staje się miękka w dotyku. Na ostatni współczynnik wpływa zapewne to, iż krem intensywnie nienawilżana cerę. Stosuję go na dzień, pod makijaż; współgrał z każdym używanym do tej pory podkładem. Nie wzmaga też świecenia się skóry, choć też go nie niweluje (nie jest to jego zadaniem). Krem sprawdza się także w nocnej pielęgnacji, mimo, że nie jest do niej przeznaczony. Sama użyłam go w tym celu tylko kilkukrotnie w przypadku nadmiernie podrażnionej skóry.  Krem ten jest bardzo delikatny, dzięki temu nie ma też możliwości by uczulał. 
Zapach produktu nie jest najprzyjemniejszy, jest intensywny i lekko chemiczny, podobno to wpływ ekstraktów roślinnych, którymi krem jest przeładowany. Kojarzy mi się z zapachem kremów, których używała, gdy byłam jeszcze dzieckiem moja babcia :) Opakowanie jest bardzo estetyczne, jest to szklany słoiczek z plastikową zakrętką. Można dostrzec w nim kilku wad, po pierwsze nie trudno o nie dokładne dokręcenie przykrywki; przez co krem może ulegać zbytniemu utlenianiu, należny na to uważać, a śpiesząc się rano, zwykle nie mam do tego głowy. Istotna jest też kwestia aplikacji, krem wybieramy ze słoiczka palcami, lub szpatułką (drugie wyjście jest lepsze i bardziej higieniczne, ale niepraktyczne i wymaga więcej wkładu czasu), a to także nie jest najwygodniejszą formą. Jednak przez całe opakowanie możemy kontrolować, ile pozostało nam jeszcze produktu. są to kwestier indywidualnych preferencji. I na sam koniec kwestia najważniejsza, mianowicie cena. Jest to drogi krem, nawet bardzo drogi, za opakowanie 50ml zapłacimy w perfumerii ok 230zł (w Douglasie dokładnie 225), w internecie ceny wahają się w okolicy 160 zł, co również nie jest małą kwotą. Przy okazji zakupów można otrzymać próbki, co jest chyba najlepszą opcją :) W specjalnych akcjach promocyjnych mnożna także zakupić je w perfumeriach, czy na polskiej oficjalnej stronie Clinique. Obecnie nie trwa żadna z takich promocji, a według allegro cena za 15ml słoiczek to ok 45zł + koszt przesyłki, czyli wciąż nie mało. Czy krem jest wart swojej ceny? Trudno odpowiedzieć mi na to pytanie, jest to naprawdę dobry produkt, jednak wiem, ze cena jest powalająca i nie każdy moze sobie an to pozwolić. Wiem też, ze nie każdego przekona skuteczność kremu do jego wysokiej ceny; sama znam także podobnie działające kremy o cenie poniżej 100zł; niestety z doświadczenia wiem, że kremy do pielęgnacji cery naczynkowej, nie są najtańsze, a za ceną niestety idzie jakość, wybór również nie jest największy, choć ostatnimi czasy zauważyłam, że rynek zasypują co raz to nowe propozycje, niestety żaden krem poniżej 30zł nie łagodził mojej cery nawet w połowie tak dobrze jak opisywany krem; a szkoda, bo wówczas to byłby dopiero hit :)

Komentarze

  1. Lubię kosmetyki z tej serii szkoda tylko że takie drogie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie znam tego produkty, ale opis ciekawy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zastanawiam sie nad zakupem balsamu do demakijażu z tej firmy ;-)
    Miałaś go może ???

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie używałam "Take the day off", bo myślę, ze go masz na myśli ;) Nie wykorzystałabym go, gdyż nie lubię ścierać makijażu rękoma; ale podobno jest bardzo wydajny i skuteczny :)

      Usuń

Prześlij komentarz